Miało być show i było. Nick Kyrgios i Novak Djoković stworzyli w finale Wimbledonu dobre widowisko, które zakończyło się zgodnie z przewidywaniami. Australijczyk najpierw czarował, ale potem odezwały się u niego stare demony - przeklinał i miał pretensję do wszystkich dookoła. Serb, mimo słabszego początku, zachował spokój i skandowane z trybun "Nole, Nole" poniosło go po czwarty z rzędu, a siódmy w karierze triumf w Londynie i 21. tytuł wielkoszlemowy.